Poznali się w naszych "Walentynkach", pobrali się miesiąc temu!
Anons nr 617
Oboje są po pięćdziesiątce i po rozwodach, ale ani cztery lata temu, ani dziś, nie przyszłoby im do głowy, że teraz to już tylko kapcie, pilot od telewizora i z górki. On: wysoki, szczupły, przystojny. Ona: atrakcyjna blondynka. I choć oboje są po przejściach, nie ma w nich cienia goryczy. Przeciwnie. Uśmiechnięta Grażyna stawia na stół kremówki własnej roboty, a promieniejący Stanisław wyciąga domowe wino z winogron. Pijemy toast za redakcyjną rubrykę "Walentyki" i zdrowie młodej pary.
Ślub wzięli 19 października w Mirocinie. Tutaj mieszkają, w rodzinnym domu Stanisława. Dom jest mały, typowo wiejski, z ogródkiem. W pokojach piece, w kuchni koza. - Tu jest pięknie, ale w lecie - mówi Grażyna - W zimie może by i było, gdyby nie dojazdy do Jarosławia, do pracy. Ciągle mi mało czasu, który spędzamy we dwoje. Wychodzę o siódmej, wracam późnym popołudniem. Dobrze, że mąż zostaje w domu i robi zakupy. Stanisław jest rencistą. Ma czas, żeby zająć się gospodarstwem, kiedy Grażyna pracuje. A w starym domku ciągle jest coś do zrobienia. Przyznaje, że gotować za bardzo nie potrafi. Najlepszy obiad wychodzi mu wtedy, kiedy szczegółowo wykona kulinarne dyspozycje żony.
Cztery lata temu ich życie wyglądało zupełnie inaczej. Oboje byli samotni. Ona, po odchowaniu syna, postanowiła nie czekać na księcia z bajki, tylko go poszukać. Po pierwszym ogłoszeniu zamieszczonym w Życiu żadna z odpowiedzi nie wydała mi się interesująca. Miesiąc później powtórzyłam anons, ale zmniejszyłam wymagania. Dostałam list od Stanisława. Umówiliśmy się na spotkanie w Przemyślu. Jak go zobaczyłam na dworcu, od razu wiedziałam, że to on!
Kiedy Stanisław jechał na spotkanie z Grażyną zabraniał sobie liczyć na cud: - Gdy ją zobaczyłem, po prostu bardzo mi się spodobała. Tak jak kobieta podoba się mężczyźnie. Dopiero później zwróciłem uwagę na jej dobroć i pogodę ducha.
Na pierwszą randkę poszli do "Karpackiej". Przegadali cztery godziny. Następne miesiące przetańczyli. Do dziś pamiętają numer anonsu w gazecie: 617. - Kiedy okazało się, że oboje uwielbiamy tańczyć, pomyślałam, że my naprawdę jesteśmy jak dwie połówki jabłka... - opowiada Grażyna. Stanisław i Grażyna podkreślają z dumą, że w ciągu ponad czterech lat znajomości ani razu się nie kłócili: - Staramy się też nie wymuszać na partnerze przyjęcia punktu widzenia drugiej strony - mówią.
Pytani, co się zmieniło w ich życiu odkąd są razem, Stanisław i Grażyna zgodnie odpowiadają: - Wreszcie zapanował spokój! Ze ślubem zwlekali tylko dlatego, że czekali na unieważnienie jej poprzedniego małżeństwa. Dzieci z poprzednich związków, rodziny i znajomi bez trudu zaakceptowali Stanisława i Grażynę jako parę. Kiedy ksiądz udzielał im ślubu, zrezygnował z kazania: - Co ja wam tu będę morały prawił, kiedy wy już wszystko o życiu wiecie! - powiedział.
Olga HRYŃKIW
Więcej na ten temat przeczytasz w aktualnym numerze ŻP.
Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?