Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bieszczadzkie kamienie są jak diamenty. Dymitr z Chmiela tworzy z nich dzieła sztuki

Dorota Mękarska
Dorota Mękarska
arch. Dymitr Stanisławski
Leżą w lesie, w polu, przy drodze. Przechodzimy koło nich obojętnie, nie zaszczycając nawet spojrzeniem, a Dymitr Stanisławski z Chmielnika widzi w nich diamenty. Bieszczadzkie kamienie w jego rękach stają się dziełami sztuki.

Piaskowiec, z którego zbudowane są grzbiety pasm górskich w Bieszczadach to materiał pospolity, używany głównie jako kruszywo do budowy dróg. Nie ma w nim nic efektownego, chyba, że popatrzymy na bieszczadzkie skały z perspektywy czasu geologicznego, widząc oczami wyobraźni ocean Tetydy, w którym w ciszy przemijających eonów powstawały skały osadowe, zmiażdżone w końcu siłą zderzających się prehistorycznych kontynentów.

Na co dzień trudno jednak w szarym, zwykłym kamieniu ujrzeć coś wyjątkowego, ale Dymitr Stanisławski to dostrzegł.

– Zwykły, szary głaz... Nieciekawy? Nic bardziej mylnego!
Niczym nieoszlifowany diament potrzebuje tylko, aby ktoś poświęcił mu czas i ukazał światu jego piękno. Tym właśnie się zajmuję. Może i Ciebie urzeknie piękno bieszczadzkich skał? – w ten sposób zachęca ludzi do popatrzenia na jego prace.

Wrócił w Bieszczady, bo piękniejszego miejsca na świecie nie ma

29-letni mężczyzna urodził się w Bieszczadach, w Michniowcu, niby zwykłej bieszczadzkiej wsi, ale tak naprawdę niezwykłej. Tu profanum dnia codziennego bardzo mocno zderza się z sacrum świata duchownego, który pozostał po dawnych mieszkańcach.

Dostał od rodziców niecodzienne imię.

– Rodzice lubią oryginalne imiona – tak tłumaczy ten wybór artysta.

Wychował się w tej położonej na końcu świata bieszczadzkiej wsi, ale wyfrunął stąd, gdy skończył szkołę. Wyjechał za granicę, ale nie tak, jak to mają w zwyczaju yuppies, by poszwędać się po świecie, lecz do pracy. Zaczepił się w Niemczech, przy pracy w kamieniarstwie. Jeździł bez mała po całym kraju. Zarobił trochę grosza i wrócił do

– Chciałem żyć w rodzinnych stronach, bo piękniejszego miejsca na świecie nie ma – uważa bieszczadnik.

Matczyny dar

Można powiedzieć, że artystyczną naturę Dymitr ma po matce Magdalena Stanisławska w swojej pracowni rękodzieła artystycznego i rzemiosła RĘKOCZYNY w Chmielu tkała koronki, wyrabiała karpacką biżuterie z koralików, wytwarzała batiki i inne artystyczne cudeńka.

– Wszystko chyba potrafi. Coś mi się po mamie dostało – śmieje się młody mężczyzna.

I dodaje.

– Próbowałem kiedyś rzeźbić w drewnie, ale nie dawało mi to satysfakcji. W Bieszczadach co drugi, który posiada kozik, to sobie coś struga – mówi.

Po powrocie do Polski ciągnęło go dalej do kamieniarki, ale nauka obrabiania drogiego kamienia jest kosztowna. Wtedy jego oczy przyciągnęły bieszczadzkie kamienie.

– Zakochałem się w nich – z prostotą przyznaje mężczyzna.

Jak każda miłość i ta była wymagająca, bo nie każdy piaskowiec nadaje się do obróbki. W dolinach przeważa kamień nietrwały, który rozsypuje się, gdy go mocniej potraktować. Sporo kamieni rozpadło się w rękach Dymitra zanim posiadł wiedzę, która doprowadziła go do dzisiejszych efektów.

– Z czasem nauczyłem się go rozróżniać – o swoich doświadczeniach mówi bieszczadnik.

Sztuka, która mocno trzyma się ziemi

Dymitr nie ma własnego kamieniołomu, ale rodzinny las. Chodzi więc po jarach, polach, potokach i zbiera to, co natura dała.

– Ludzie wiedzą, że coś takiego robię, wiec czasami jakiś sąsiad, u którego kamień leży na podwórku i zawadza, mówi: weź, może zrobisz z niego coś ładnego – opowiada.

Czasami, gdy tylko rzuci okiem wie, jaki kształt zaklęty jest w skale. Czasami zafrapuje go kolor, spękania, tekstura. Bierze więc kamień do domu, chodzi koło niego całymi dniami, aż wreszcie przychodzi olśnienie. Bierze się do pracy i wtedy skała odsłania przed nim swoją tajemnicę.

– Ten moment jest najfajniejszy, gdy bierze się brudny z ziemi głaz, obrabia i coś wreszcie zaczyna się z niego wyłaniać. Poleruje się i po ostatnim szlifie kamień pokazuje swoje pięknego. Podczas pracy tak potrafię się odciąć od rzeczywistości, tak mnie to wciąga, że zapominam o całym świecie – mówi o swojej pracy.

Czasami dodaje skale koloru barwiąc pęknięcie. Uzyskuje wtedy ciekawy efekt, ale przedmiot nie traci swojej surowości nadanej mu przez naturę.

Sztuka Dymitra jest taka jak tworzywo, z której powstała. Mocno trzyma się ziemi. Ma charakter użytkowy. To przedmioty, które przydają się w domu, ale są zarazem dekoracyjne. Wazony, donice, umywalki, zegary, świeczniki, poidełka dla ptaków.

– Chcę robić wszystko co się da z kamienia, ale nie wszystko się opłaca – wyjawia Dymityr. – Co prawda materiał jest za darmo, ale narzędzia do obróbki są bardzo drogie.

Nie ma nic lepszego niż robić to, co się lubi

Dymitr chciałby żyć z tego zajęcia, ale na razie to bardziej hobby niż praca, choć wystawia już swoje przedmioty w dwóch galeriach, w Sanoku w „Galerii o smaku kawy” i w „Starym kinie” w Lutowiskach. Sprzedaje też poprzez Internet.

Wszyscy zachęcają go, by zajął się artystycznym kamieniarstwem na poważnie, tym bardziej, że w Bieszczadach mało kto wytwarza przedmioty z piaskowca, ale rzeczywistość nie jest łatwa.

– Na razie mogę traktować to „lajtowo” – przyznaje się młody mężczyzna. – Nie mam jeszcze rodziny, dzieci, więc mogę sobie na to pozwolić. Chciałbym w przyszłości z tego żyć, bo nie ma nic lepszego niż robić, to co się lubi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bieszczadzkie kamienie są jak diamenty. Dymitr z Chmiela tworzy z nich dzieła sztuki - Solina Nasze Miasto

Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto