Niestety, postać o. Szykowskiego nie jest szerzej znana, chociaż przypomina o niej pomnik postawiony w centrum miasta, przy kościele Reformatów, przy Pl. na Bramie. Mijany jest codziennie przez wiele osób.
Piotr Pilch, wicemarszałek województwa podkarpackiego, przypomina postać o. Szykowskiego i jego dzieła.
- Był rok 1672. Na tronie Polski zasiadał Michał Wiśniowiecki, władca nieudolny i słaby. W kraju panował chaos, wewnętrzne spory i napięcia. Tymczasem widmo nieuchronnej wojny z Turkami stawało się coraz bliższe. Skłócona Polska nie była zdolna do konfrontacji z potężnym przeciwnikiem - za Tygodnikiem "Niedziela" podaje P. Pilch.
I dalej:
- Między 3 a 9 października łuny pożarów rozgorzały wokół Przemyśla. Do miasta zaczęły docierać zatrważające wieści. Tatarzy palili wsie i miasteczka, mordowali bezbronną ludność, łupili dobytek, brali jasyr. Nie było litości. Przemyśl wówczas postrzegano jako warownię. Od południa i wschodu otoczony murem z basztami, od zachodu dostępu do miasta strzegł zamek obronny, a od północy głęboki wtedy San z urwistymi brzegami stanowił skuteczną zaporę. Zapewne dlatego Tatarzy omijali miasto, koncentrując się na plądrowaniu okolicy, chociaż Przemyśl wówczas mógł być łatwym celem, gdyż nie był przygotowany do obrony. Brakowało w nim załogi wojskowej, a nieliczna szlachta ziemi przemyskiej oraz chroniące się w murach mieszczaństwo nie stanowiły wystarczającej siły. Ponadto wśród ludzi zapanował popłoch i przerażenie niektórzy w panice opuszczali wraz z dobytkiem miasto, a kapituła przemyska w obawie przed grabieżą aż do Torunia wywiozła archiwum i skarbiec. Kiedy wydawało się, że nie ma ratunku, a zguba jest nieuchronna, znalazł się człowiek, który wskrzesił ducha walki i rozbudził nadzieję. Był nim zakonnik o. Krystyn Szykowski.
- O. Szykowski zwerbował ochotników, sformował oddziały konne i piesze, wyznaczył dowódców. Zebrane siły były mizerne, źle uzbrojone, niewprawione w walce, dlatego też dwukrotnie w przemyskiej katedrze i na rynku miasta w płomiennej mowie dodawał otuchy, zagrzewał do męstwa i wiary w zwycięstwo. Na koniec wydał stosowne rozkazy, a zmobilizowane miasto oczekiwało walki. Tatarzy jednak nie kwapili się do ataku. W tej sytuacji o. Szykowski podjął odważną, choć ryzykowną decyzję. Po otrzymaniu wiadomości, że trzy tatarskie zagony wyczerpane grabieżą, wraz ze zdobytym łupem i jeńcami zaległy na polach między Kormanicami, Pnikutem i Podstolicami, postanowił wyjść za mury i zaskoczyć wroga. Śmiały plan miał szanse powodzenia, gdyż Tatarzy, przekonani, iż w okolicy nie ma wojska, czuli się bezkarni, a nawet zaniechali zwykłych środków ostrożności. Obóz tatarski pogrążony w śnie został otoczony przez oddziały o. Krystyna. Nocną ciszę przerywały jedynie jęki jeńców i parskanie koni. Gdzieniegdzie tliły się głownie dogasających ognisk i coraz bardziej gęstniał mrok. O północy nastąpił atak. Wyrwani ze snu Tatarzy stawiali słaby opór. Nie mogli rozpoznać przeciwnika, który z furią nacierał ze wszystkich stron. Zaprawieni w boju ordyńcy ginęli prawie bez walki od gradu niewidzialnych ciosów. Ci, którzy nie padli w walce, lub nie zostali ranni, ratowali się paniczną ucieczką.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?