Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Lwów w czasie wojny z Rosją. Brak prądu to codzienność w tym mieście [ZDJĘCIA]

Norbert Ziętal
Norbert Ziętal
Utrapieniem mieszkańców Lwowa są częste przerwy w dostawie prądu.
Utrapieniem mieszkańców Lwowa są częste przerwy w dostawie prądu. Norbert Ziętal
Radosne gwary z restauracji i klubów zastąpiły ciemności i huczące agregaty prądotwórcze. Barykady z betonowych elementów, worków z piaskiem, metalowych elementów i opon przed wyjazdem do miasta. Żołnierze z bronią automatyczną strzegący strategicznych obiektów. Tak wygląda dzisiejszy Lwów, po prawie 11 miesiącach wojny rosyjsko - ukraińskiej.

Koncert polsko-ukraińskiego zespołu Taraka w klubie wojskowym we Lwowie. Dla oficerów i żołnierzy ukraińskiej armii. Wspólne śpiewanie kolęd polskich i ukraińskich przerywa odłączenie prądu. Na razie nie wiadomo z jakiego powodu, co mogło się stać. Nikt jednak nie panikuje. Najpierw w ruch idą latarki telefonów komórkowych. Obsługa techniczna sprawnie przełącza instalację elektryczną, na prą wytwarzany z agregatów. Można dalej koncertować, choć już nie w takiej ładnej oprawie świetlnej, jak jeszcze przed chwilą.

- To z kacapskiego ataku na Lwów 18 kwietnia - tłumaczy ukraiński żołnierz, gdy oglądamy miniwystawę w holu klubu wojskowego.

Są tu szczątki rosyjskich rakiet, które wtedy uderzyły w Lwów. Trafiły wówczas w wojskowe magazyny, warsztat samochodowy, infrastrukturę kolejową. Zginęło siedem osób, kilkanaście zostało rannych.

Zamiast wesołego gwaru pubów, huk generatorów pradu

Prądu nie ma w całej dzielnicy. Prawdopodobnie jednak nie z powodu kolejnego, rosyjskiego ataku rakietowego na infrastrukturę energetyczną, ale planowanego wyłączenia, ze względu na oszczędności. Ulice zaciemnione, rozświetlone tylko reflektorami samochodów i witryn sklepów i restauracji.

Przed prawie każdym takim lokalem jest ustawiony generator prądu. Niektóre restauracje czy sklepy korzystają z jednego o większej mocy. Taki kolos ustawiony jest choćby obok słynnej restauracji Baczewski. Urządzenie nie jest zbyt urodziwe, dlatego obstawiono je różnymi ozdobami, donicami. Dzięki takim generatorom we Lwowie mogą funkcjonować sklepy, restauracje, lokale usługowe, a szczególnie szpitale. Tylko nieliczne lokale na głucho zamknięte.

Inny, charakterystyczny obraz to tylko kobiety z dziećmi w restauracji. Sporo z nich to uchodźcy wojenni ze wschodnich i południowych regionów Ukrainy.

Jak Lwów radzi sobie po 11 miesiącach barbarzyńskiej wojny, spowodowanej agresja Rosji?

- Trzymamy się - mówi Nowinom prof. Andrzej Tokarski, lekarz neurochirurg, dyrektor wojskowy Wieloprofilowego Szpitala Klinicznego Intensywnej Terapii i Nagłej Pomocy Medycznej we Lwowie.

Twierdzi, że w mieście paniki nie ma. Nie ma też zniechęcenia, czy braku morale z powodu przedłużającej się wojny. Wręcz odwrotnie.

- Prawie wszyscy chcemy zwycięstwa w tej wojnie. Rodakom ze wschodu pomagamy podczas swojej pracy, jako lekarze czy inni, ale również prywatnie. Choćby takich ludziom, jak z Dniepra, gdzie rakiety zniszczyły blok. Wyobraźcie sobie, że wychodzicie z domu i po takim ataku nie macie do czego wrócić. Macie tylko to, co na sobie. Oni potrzebują wszystkiego, od najprostszych rzeczy - mówi dyr. Tokarski.

W zarządzanym przez niego szpitalu jest sporo żołnierzy, którzy zostali ranni na froncie.

Od wybuchu wojny do Lwowa i okolic trafiło ponad milion uchodźców wojennych

- Lwów zawsze chętnie przyjmuje każdego, kto przyjeżdża do nas z pokojowymi zamiarami. Tacy byliśmy i jesteśmy - mówi dyr. Tokarski.

To miasto przed wojną liczyło ok. 800 tys. mieszkańców. Od wybuchu konfliktu do tego miasta i najbliższych okolic przybyło ponad milion uchodźców.

- Jeśli porównać naszą sytuację z ta na wschodzie Ukrainy, to my żyjemy jak u Pana Boga w domu. Nasza obrona niszczy rosyjskie rakiety, dlatego ataki na Lwów są rzadkie, choć oczywiście też się zdarzają. W sklepach można kupić prawie wszystko, może troszkę gorszej jakości i drożej niż przed wojną. Jednak, kiedy nie ma, co się kocha, to się kocha, co się ma - twierdzi dyr. Tokarski.

Obsługa lwowskiego szpitala dziecięcego szpitala przepakowuje soki i mleko dla dzieci, które nasza ekipa przywiozła z Polski. Transport tych darów był możliwy dzięki Grzegorzowi Lewandowskiemu z Przemyśla, Jackowi i Maksymilianowi Wrona z Częstochowy oraz Annie Marii Sudzińskiej-Koszyk i Włodzimierzowi Koszyk z Fundacji Wolność i Przyjaźń. Wcześniej do szpitala w Brzuchowicach (oddziału lwowskiego) dostarczyliśmy agregat prądotwórczy dużej mocy. Podarunek od firmy z Czerska w województwie pomorskim.

- Przyjmujemy wszystko. Mamy gromadzić zapasy na półtora miesiąca, szykujmy się na ewentualne oblężenie. Bardzo boimy się ofensywy od strony Białorusi, która odcięłaby nas od Europy. Jednak będziemy walczyć - zapewnia jeden z pracowników szpitala we Lwowie.

"Pomaga Polska, pomagają USA, a Europa ma nas w d..."

Na drodze do Lwowa, od strony polskiej Medyki, nadal ustawiona jest ogromna barykada z betonowych elementów, worków z piaskiem, metalowych zapór i opon. Pilnują jej uzbrojeni żołnierze, ruch odbywa się zygzakiem. Jednak przy innym wjeździe do miasta (nie zdradzamy jakim), barykada rozebrana, a jej elementy złożone są na poboczu.

Ludzie spacerują po ulicach, spieszą za swoimi sprawami. Dzieci często mają święcące elementy ubrania, np. czapki. Na jednym z przystanków, grupka młodych osób czekająca na autobus ma ze sobą niewielką choinkę na baterię, rozświetloną światełkami. Podczas wyłączeń prądu pewną przeszkodą jest brak sygnalizacji świetlnej, jednak specjalnie dużych korków na ulicach nie ma.

Przy strategicznych obiektach, np. wiaduktach, żołnierze uzbrojeni w broń maszynową. Na ulicach często widać radiowozy policji czy gwardii narodowej, ale nie mamy porównania, czy jest ich więcej niż przed wojną.

- Jesteście z Polski? Tak? To wspaniale. Jak wrócicie do siebie, to przekażcie, że bardzo wam dziękujemy za waszą pomoc. My tutaj mamy wrażenie, że pomaga Polska, pomagają USA, a Europa ma nas w d... - mówi młody żołnierz spotkany w klubie wojskowym.

Za niedługo pojedzie na front. Chce walczyć o swój kraj.

Tłumaczymy, że inne europejskie kraje też dużo pomagają Ukrainie, choć od tych bogatszych od Polski można by wymagać więcej.

- Żurnalist, nie pe, nie pie, nie pier... Tak to mówicie? - nie daje się przekonać żołnierz.

- Pomagamy wam i będziemy pomagać. Nie odwrócimy się od was. Bo, jak padnie Ukraina, to Polska będzie następna - odpowiadamy.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Lwów w czasie wojny z Rosją. Brak prądu to codzienność w tym mieście [ZDJĘCIA] - Nowiny

Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto