- Konkretne przygotowania do eskapady rozpocząłem na kilka tygodni przed wyprawą, kiedy to dzień w dzień po służbie, przemierzałem szlaki Pogórza Przemyskiego, niosąc Wiktorię na plecach. Z jednej strony chciałem wypracować odpowiednią formę adekwatną do czekającego nas wyzwania, z drugiej zaś przyzwyczaić dziecko do innej formy spędzania czasu – wspomina Grzegorz. - A wyzwanie było duże. Samaria to jedno z tych miejsc, których chyba nie sposób zapomnieć do końca życia. Miejsce sprawiające wrażenie dzikiego, niedostępnego, a poprzez to pięknego. Z drugiej zaś strony, nie można tu sobie pozwolić na błędy i nierozważne postępowanie - dodaje.
Grzegorz wspomina także o przypadkach ofiar, nawet śmiertelnych, wśród turystów przemierzających wąwóz. Najczęściej jednak dochodzi do łagodniejszych uszkodzeń kończyn. - Skręcenia czy złamania nogi też nie należą tu do rzadkości. Pamiętać przy tym należy, że dziecko wraz z wyposażeniem, to ekwipunek dodatkowych 20 kg na plecach. Powiedzmy sobie szczerze – jest to bardzo żywy i mobilny ekwipunek - dodaje uśmiechając się do córki. Fundamentalną sprawą jest odpowiednie przygotowanie, opracowanie planu działania w oparciu o analizę ryzyka, odpowiednie zabezpieczenie logistyczne, oraz określenie zadań i zasad współpracy w zespole.
- Zupełnie jak w służbie! - śmieje się. Z szafy wyjmuje ekwipunek, który w czasie wyprawy służył całej rodzinie.
- Przed wyprawą zaopatrzyliśmy się w odpowiedni sprzęt: profesjonalne turystyczne nosidełko, buty, leki itd. Nie obyło się również bez profilaktycznych badań oraz konsultacji lekarskiej. W trakcie pokonywania wąwozu rodzina miała ściśle przydzielone zadania. - Moim zadaniem było niesienie córki i niezbędnego ekwipunku. Miałem też dbać o utrzymywanie odpowiedniego kursu. Żona Kasia, odpowiadała za zabezpieczenie przemarszu od tyłu, jak również pełniła rolę „serwismena” w odniesieniu do córki – śmieje się i wskazuje na opakowanie pampersów.
Przedstawicielom greckich mediów, Grzegorz przyznał, iż największe gratulacje należą się jego córce Wiktorii oraz żonie Katarzynie. - W żadnym razie nie czuję się bohaterem! Jako funkcjonariusz Straży Granicznej jestem oswojony z działaniem w ekstremalnych sytuacjach i szybkim podejmowaniem decyzji.
- Ponadto, przyzwyczajony jestem do intensywnego wysiłku fizycznego w różnych miejscach i warunkach atmosferycznych. Prawdziwymi bohaterami tej historii są moja córka Wiktoria oraz żona Katarzyna. Trzeba przyznać – dziewczyny pokazały prawdziwy charakter! - śmiejąc się, dodaje.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?