Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbudował tratwę z plastikowych butelek i popłynął do morza

Norbert Ziętal
Z takich plastikowych butelek powstawała tratwa S. Marki. Jego pomysł znalazł wielu naśladowców.
Z takich plastikowych butelek powstawała tratwa S. Marki. Jego pomysł znalazł wielu naśladowców. Norbert Ziętal
Stanisław Marko. Od urodzenia przemyślanin. W 1998 r. mało kto słyszał, że można płynąć na tratwie ze starych, nikomu niepotrzebnych, plastikowych butelek. Sam zdecydował, że to będzie główny budulec jego tratwy.

Byłem kiedyś na turnieju szachowym w Kozienicach. Przyjechało tam sporo młodych ludzi. Narzekali, że nie ma możliwości popływania po jeziorze. Wynajęcie kajaka, roweru wodnego czy łódki było dla nich za drogie. Pomyślałem chwilę i zaproponowałem im wykonanie tratwy z plastikowych butelek w 1998 r. - mówił pan Stanisław.

Jego pomysł przyjęto z niedowierzaniem, ale on się nie zraził i przystąpił do pracy. Wkrótce była gotowa konstrukcja z 72 butelek. Przeprowadzona została próba wodowania. Udana. Młodzież miała frajdę, mogła pływać.
Po powrocie do domu pan Stanisław postanowił, że sam zbuduje większą konstrukcję i popłynie nią z Przemyśla do Gdańska. Najpierw Sanem, a później Wisłą.

Nikt mi nie wierzył, że zrealizuję swoje zamierzenie. Rodzina także, ale mój pomysł przyjęła ze zrozumienie. Bardzo zdziwieni byli urzędnicy, gdy zwróciłem się do nich o wydanie zgody na rejs. Moja konstrukcja zyskała jednak ich akceptację - opowiadał.

Po kilku miesiącach miał gotowych ponad 600 butelek wypełnionych powietrzem. Na tratwę położył wykładzinę PCV. Zabrał namiot, wędki do łowienia ryb, trochę sprzętu, nieco żywności, sporo odzieży na zmianę - i wyruszył. Dokładnie 16 czerwca 1978 r., czyli w 20. rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. Pan Stanisław miał wtedy 68 lat.

Odbił od brzegu na wysokości przemyskiego os. Kmiecie. Sanem ruszył na północ. Dziennie pokonywał od kilkunastu do kilkudziesięciu km. Ze średnią prędkości 3-5 km/h.

Spotykani ludzie ze zdziwieniem, ale sporą sympatią, odnosili się do przemyskiego podróżnika. Oferowali pomoc, nocleg, obiad. Pytali o szczegóły rejsu. Nieprzyjemnych sytuacji było o wiele mniej. Pod Jarosławiem grupka nastolatków obrzuciła jego tratwę kamieniami.

Po kilku tygodniach przemyski żeglarz był już w Warszawie. Tutaj zatrzymał się u rodziny. Po krótkim odpoczynku wyruszył ponownie. Niestety, po kilku dniach znacznie pogorszył się stan jego zdrowia. 18 lipca dostał zawału, trafił do szpitala. Marzył jednak, aby chociaż tratwa, zgodnie z planem, dotarła do Bałtyku, do Gdańska. Rejs dokończyli Kazimierz Rostek ze Stalowej Woli i Józef Ponczek z Janowa Lubelskiego.

Wyprawa to tylko jedna z wielu inicjatyw Stanisława Marki. Nieustannie proponował on jakieś rozwiązania racjonalizatorskie. Lubił młodzież, organizował dla niej lekcje gry w szachy. Zmarł w 2010 r., w wieku 80 lat.

_________________________________________________________________________________________________________
Zobacz także: Gimnazjaliści z Przemyśla zrobili średniowieczną katapultę

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto