Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niezwykły, kolorowy świat art quiltów Sylwii Ignatowskiej z Żurawicy [ZDJĘCIA]

Norbert Ziętal
Norbert Ziętal
Świat patchworków i art quiltów Sylwii Ignatowskiej jest niezwykle kolorowy. Pasją zaraził również mąż pani Sylwii, Maciej.
Świat patchworków i art quiltów Sylwii Ignatowskiej jest niezwykle kolorowy. Pasją zaraził również mąż pani Sylwii, Maciej. Norbert Ziętal
Sylwia Ignatowska z Żurawicy koło Przemyśla z mniejszych i większych kawałków materiałów, techniką art quilt wykonuje prawdziwe dzieła sztuki. To obrazy, niezwykle pieczołowicie wykonywane z kolorowych materiałów, niektóre potrzebują nawet ponad półtora miliona wbić igły.

[wytloczenie]- To tondo jest zrobione z czarnej tkaniny. Na całym topie nie ma żadnego zszywania tkanin, tylko pikowanie. Potrzeba było aż półtora miliona wkłuć igły, żeby zrobić ten obraz - opowiada Sylwia Ignatowska. Z wykształcenia technolog odzieżowy, z zamiłowania artysta tekstylny.[/wytloczenie]

Na to średniej wielkości tondo, czyli okrągły obraz, zużytych zostało sześć kilometrów nici w 23 kolorach. Ich barwy widać na zewnątrz, ale też na spodniej części tonda. Jego wykonanie zajęło ponad 100 godzin pracy.

Pani Sylwia od 14 lat zajmuje patchworkami. Najpierw były to proste kwadraty, z których powstawały kołdry. Potem jej miłością stały się art quilty To obrazy powstałe ze skrawków materiałów pozszywanych ze sobą ręcznie lub maszynowo.

Duży salon w domu państwa Sylwii i Macieja Ignatowskich został zamieniony w pracownię artystyczną. W centralnym miejscu sporej wielkości maszyna do szycia i haftowania. Tuż obok równie obszerny stół. To królestwo pani Sylwii. Pomieszczenie nie wygląda, jak typowa pracownia krawiecka, z mnóstwem walających się po podłodze kawałków nici i materiałów. Tutaj wszystko jest idealnie poukładane, posegregowane. Kolorów jest tutaj mnóstwo, ale odpowiednio poukładane w szafkach i na półkach. Ten porządek po części wynika z charakteru patchworku i art quiltu. Kolorowe materiały są kosztowne, a charakter tej sztuki pozwala zagospodarować nawet najmniejsze kawałeczki tkaniny.

Początek to patchworki, ale... to nie było to. Wybuchła miłość do art quiltu

- Zaczęłam kilkanaście lat temu od haftu krzyżykowego. Niestety, rozchorowałam się, miałam rwę kulszową, musiałam przerwać. Pozostała jednak pasja, chciałam coś robić. I tu się pojawił Internet. Zainteresowałam się patchworkami, w 2009 r. zrobiłam pierwszy, jako prezent dla syna. Jednak to nie jest moja bajka - opowiada.

Odkryła art quilt. Głównie były to amerykańskie prace. W USA to bardzo popularna dziedzina sztuki.

- Bardzo mnie to zainteresowało. Byłam ciekawa, jak to jest zrobione, jaką technika. Zaczęłam coraz głębiej w to wchodzić.

I wtedy zaczęły się problemy. Pierwszy to tkaniny. 15 lat temu kupienie w Polsce różnobarwnych materiałów dla pasjonatów to był koszmar. Były kolory, ale tylko te podstawowe. A w sztuce art quilt, żeby cokolwiek uszyć to trzeba mieć paletę kilkudziesięciu barw.

- Wymyśliłam, że sama będę farbować materiały, pod swoje potrzeby. Obejrzałam film w Internecie. Panie pięknie pokazywały, jak to robią. Raz, dwa i pofarbowane. Niby nic trudnego. Biorą tkaninę, polewają farbą i jest fajnie. Chciałam zrobić to samo.

Jednak film w Internecie zderzył się z rzeczywistością.

- Kupiłam jakieś farby. Zastosowałam ich technikę, na zimno. Pofarbowałam, przetrzymałam, dałam do pralki. I z wielu kolorów został jeden. Szaro-buro-zielony. Porażka

Opracowali program komputerowy do barwienia tkanin

Nie poddała się. Zaczęła w Internecie drążyć temat. Było trudno, bo pani Sylwia nie znała angielskiego, a w tym języku informacji było najwięcej. Jednak pomału doszła, co zrobiła źle podczas pierwszej próby barwienia i z jakiego powodu wyszło "trochę inaczej" niż w Internecie. Kluczem do sukcesu są odpowiednie farby, które barwią na zimno.

- Znalazłam takie w Niemczech i je sprowadziłam. Zaczęła się zabawa z farbowaniem. Są różne metody. Na zimno, lodem, śniegiem. Można zalewać, w różny sposób układać tkaniny, bo przed samym użyciem farby, tkaninę należy odpowiednio ułożyć. Z czasem okazało się, że nie tylko tkaniny, ale wszystko można farbować.

Wtedy dołączył mąż pani Sylwii, pan Maciej. Informatyk.

- Napisałem specjalny program, aby te kolory można było powtarzać. To ważne w tej sztuce. Przykładowo, zrobiliśmy sobie metr kwadratowy tkaniny, ale skończyła się i potrzeba jej więcej, dlatego ten proces trzeba powtórzyć. Wszystko jest ważne: ilość wody i innych składników, w jakiej pojemności, jak jest poskładana tkanina. Te wszystkie czynniki mają znaczenie, aby powtórzyć proces. My nie robimy solidów, czyli idealnie jednakowych kolorystycznie materiałów. Nam nie o to chodzi, bo to nie jest fabryka, że wszystko musi być powtarzalne, jednakowe.

Pomimo programów komputerowych pokolorowany materiał i tak będzie się w jakimś stopniu różnił od poprzedniego. Nigdy nie będzie dwóch jednakowych kawałków.

Z każdego koloru pobierają próbkę i opisują. Numery barw, ich wagi, pojemności. Wszystkie są w segregatorze, próbniku.

Patchwork narodził się biedy. Później wszedł na salony

Patchwork to zszywanie kawałków tkanin. Art quilt to tworzenie obrazów, podkategoria patchworku. Ten narodził się wieleset lat temu i wynikał z biedy. Tkaniny były bardzo drogie, mniej zamożni przyszywali kawałeczki materiału na zniszczone lub dziurawe fragmentu ubrań, pościeli czy innych rzeczy. W XVII-wiecznej Anglii trafił na salony. I tak już zostało.

W patchworku jest zasada trzech warstw. Przednia warstwa, top, czyli to, co widzimy. Potem jest warstwa środkowa, czyli wypełnienie. Można włożyć bawełnę, kocyk polarowy, pianki. I jest tylna warstwa. Każdy patchwork składa się z tych trzech warstw. W slangu ich złożenie nazywa się kanapką. Potem są one pikowane, przeszywane, łączone. Samo przeszywanie jest równie ważne, jak zbudowanie tej warstwy przedniej. Top to może być jeden materiał. Specjalnie pofarbowany lub gotowy, kupiony. Jednak dzieło może być pozszywane z wielu kawałków. W kolekcji pani Sylwii są prace, które powstały z ponad tysiąca fragmentów.

- To jest naprawdę dziubanina.

Na początku pasji pani Sylwii były bieżniki, przykrycia łóżka.

- Pierwsze art quility to był magnolie. Do dzisiaj są w domu. Od tego momentu stwierdziłam, że to jest to, co mi się podoba. Za każdym razem, gdy coś tworzę, to oglądam bardzo dużo obrazów. Dużo czasu spędzam w Internecie. Oglądam, oglądam i w pewnym momencie jakiś obraz mówi do mnie "uszyj mnie". To takie trochę wariactwo jest, ale on do mnie właśnie tak przemawia - żartuje artystka.

Potem zaczyna się zabawa. Najpierw projekt, rysowanie ze zdjęcia. Następnie dobieranie i farbowanie tkanin, a potem już wycinanie i pikowanie. Pani Sylwia wszystko wycina ręcznie, nie stosuje żadnych maszyn. Tylko nożyczki.

- Potrafię całymi dniami siedzieć z nożyczkami i wycinać. Od najmniejszych kawałeczków, które mają po 5 - 6 mm średnicy do bardzo dużych. Np. kropla wody. Aby ją wykonać, trzeba wyciąć 30 - 40 elementów, które mają od 5 mm. Potem trzeba je przykleić i przyszyć do tkaniny.

Druga część pracy przy projekcie, to zszywanie artystyczne, czyli wykonanie pewnego wzoru na tkaninie. Są specjalne maszyny, które można zaprogramować i gotowe. Wykonają najbardziej żmudą robotę. Ale pani Sylwia ich nie stosuje. Dlaczego? "Wtedy byłby to biznes, a dla mnie ma to być bardziej pasja".

Przepiękne obrazy z Żurawicy wędrują na cały świat

Pani Sylwia podkreśla, że art quilt i patchwork to pasja, nie jest sposobem na zarabianie. Jednak czasami również sprzedaje swoje dzieła. Najczęściej po wystawach, gdy jakiś obraz spodoba się komuś. Cena? Od kilkuset do nawet kilku tysięcy złotych.

- Po wystawie w Nowy Sączu pani kupiła obraz i zapytała mnie, czy byłabym w stanie uszyć słonecznika. Oczywiście. Przedstawiłam jej kilka propozycji. Pani sobie wybrała jeden wzór, wykonałam go i poleciał do Ameryki. Jednak to nie koniec kontaktu. Za jakiś czas zadzwonił brat tej pani. Też chciał jakiś obraz.

- Gdy już sfinalizowaliśmy transakcję, śmiał się, że pierwszy raz zainwestował w sztukę - mówi pan Maciej. Jest informatykiem, czyli wykonuje zawód, w którym rządzą cyfry i znaki, zero - jedynkowy, ale... w pasji zony odnalazł coś dla siebie.

- Dla mnie jest to odskocznia. Jeżdżę z żoną na wszystkie wystawy, na rozmowy, na konkursy. Siłą rzeczy człowiek się w to wkręca - tłumaczy.

Patchworkiem zajmują się przeważnie kobiety. Gdy jest jakieś spotkanie, to panie rozmawiają w swoim gronie, a ich mężowie czy partnerzy w innym miejscu dyskutują o swoich sprawach.

- Bardzo mi to pomaga. Mój zawodowy świat jest precyzyjny, poukładany, nie pozwala na interpretacje. Jedak pasja żony pomaga mi w pracy, w kontaktach biznesowych. Zacząłem dostrzegać inność, świat dookoła, nie mam klapek na oczach. Lubię jeździć na wystawy i rozmawiać z artystami, bo oni inaczej odbierają świat, inaczej go czują - opowiada pan Maciej.

Lubi obserwować świat patchworku, nieco inny od codzienności.

- Materiały są drogie, ale takich samych nie potrzeba ich dużo. W sklepie z materiałami kupuje się tkaninę na metry. Podczas spotkać pasjonatów patchworku panie kupuja po 20 czy 30 cm jakiejś tkaniny. Niesamowicie to wyglada - twierdzi pan Maciej.

Konkursy dają jej artystycznego kopa, wtedy kreatywność osiąga najwyższy poziom

- Mąż bardzo pomaga, bo czasami są mi potrzebne różne gadżety, które są bardzo drogie i można je kupić tylko za granica. Nie jestem w stanie ich ściągnąć. Wtedy robimy burze mózgów i budujemy coś swojego.

Przyznaje, że największego kopa twórczego dostaje w momencie, gdy jest jakiś konkurs. Wtedy zaczyna się kombinowanie, jak zrobić coś, aby było jak najlepsze. Pani Sylwia czuje, że wtedy najbardziej się rozwija, przełamuje bariery.

- Z każdym konkursem tworzę coś nowego, próbuję nowych technik. Pod tym względem jest fajne.

Głównym motywem jej prac są rośliny, zwierzęta, generalnie przyroda. Ponadto wzory geometryczne. Zdarza się jej również tworzyć budynki.

Ma sporo sukcesów na swoim koncie. W Polsce często zajmuje pierwsze miejsca w konkursach. W tym roku w Brnie w Czechach pani Sylwii udało się zająć drugie i czwarte miejsce, jej prace startowały dwóch kategoriach. Pierwsza to kalejdoskopy, druga woda. Kilka lat temu w czeskiej Pradze zajęła trzecie miejsce.

- W szkole byłam nauczona, że nie ma czegoś takiego, jak poszarpany materiał, wystające nitki, wszystko musi być idealne. To ma swoje plusy, ale również minusy. W art quilt są obrazy, które faktycznie są idealne, ale są również takie, jest ich większość, które są poszarpane. Wystające nitki, niedociągnięcia, krzywy materiał doszyty. Dla mnie jest to nie do pomyślenia. Ja jestem perfekcjonistką i u mnie wszystko musi być idealne. Mam jedną taką rzecz poszarpaną, ale nigdy nic więcej podobnego nie powstanie - wyjaśnia pani Sylwia.

Więcej o patchowrku w Wikipedii

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Polski smog najbardziej szkodzi kobietom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Niezwykły, kolorowy świat art quiltów Sylwii Ignatowskiej z Żurawicy [ZDJĘCIA] - Plus Nowiny

Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto