Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Hala Kijowska w Młynach wciąż pęka w szwach. Tu uchodźcy z Ukrainy otrzymują pierwszą pomoc [ZDJĘCIA]

Monika Sroczyńska
Monika Sroczyńska
W Hali Kijowskiej w Młynach ruch jak na Dworcu Centralnym w Warszawie. Tu od piętnastu już dni obcy sobie ludzie toczą niezwykły bój, walkę o godność i przetrwanie. Zobaczcie zdjęcia.

Wolontariusze różnych krajów i wyznań, wszystkie służby ratownicze, dziennikarze i ludzie dobrej woli robią wszystko, aby każdy znalazł tu schronienie, wsparcie i pierwszą najważniejszą pomoc. To tu decydują o swoim dalszym losie i kierunku podróży uciekający przed wojną nasi sąsiedzi zza wschodniej granicy.

Ulana wraz z dziećmi i 9-letnim owczarkiem belgijskim uciekła z Krzemieńczuka. To miasto w środkowej części Ukrainy, duży ośrodek przemysłowy, m.in. fabryka ciężarówek KrAZ, rafineria ropy naftowej Ukrtatnafta, zakłady budowy taboru kolejowego. W pobliżu miasta znajdują się też złoża rudy żelaza.

Rodzina z Krzemieńczuka przyjechała do Polski we wtorek, na Hali Kijowskiej czekają na transport do Hiszpanii. Ulana nie wie, czy wrócą. Wcześniej wybrała dokumenty ze szkoły, by w razie konieczności dzieci mogły kontynuować naukę.

- U nas miasto przemysłowe. Duży ośrodek, dla wroga nieobojętny. Musieliśmy uciekać. Tu mamy spokój, a do warunków innych niż w domu można się przyzwyczaić, jak widać – mówi.

W międzyczasie szydełkuje. Wypełnia sobie czas, dzieci integrują się z innymi na terenie hali. Obok Ulany odpoczywa Gawrosz, belgijski owczarek. Nie stresuje się, jest przyjazny, spokojny w obecności swojej „mamy”. Jego widok tak rozczula, że zatrzymują się wolontariusze i proszą o możliwość zrobienia psu zdjęcia. Nikt nie protestuje, ani Gawrosz ani właścicielka.

Na sąsiednim łóżku Dasza i Barni. Kot wygodnie usadowiony w ramionach nastolatki, wspiera ją w komunikacji z rówieśnikami. Telefony komórkowe to nieodłączny gadżet każdej napotkanej tu osoby. To najdogodniejsza forma komunikacji ze światem, korzystają z niej zarówno dzieci, jaki i starsi.

Ogromne zapotrzebowanie jest na powerbanki. Te narzędzia dają tu uchodźcom większe poczucie bezpieczeństwa, dają możliwość komunikacji z bliskimi, którzy zostali w bombardowanej przez wroga ojczyźnie.

Pani Halina z Winnicy podróżuje do Estonii. Tam też na co dzień mieszka i pracuje, razem ze swoim mężem. Na Ukrainę przyjechała po córkę i wnuczkę, które jej towarzyszą. Zabrały też psa i trzy koty. Sześć pozostałych zostawiły pod opieką krewnych i znajomych.

One wiedzą dokąd zmierzają, nie wiedzą tylko kiedy będą mogły wrócić. Wnuczka pani Haliny na szczęście nie dostrzega jeszcze dramatu wojny.

- Jedziemy do babci w gości - mówi szczęśliwa Wasyliena. Jej uwagę absorbują zwierzęta.

Szybko chcą się stąd ewakuować. Pada komunikat o autobusie do Warszawy. Nie zwlekają, zbierają swoje rzeczy. Mają nadzieję, że z Warszawy szybciej uda im się ruszyć w kierunku Estonii. Tam już oczekuje na nie mąż pani Haliny. Strażacy pakują ich bagaże, są też kolejne chętne osoby.

Nastoletni Artem z Ukrainy udziela się jako tłumacz

Wolontariuszka obok szuka rozwiązań dla rodziny chcącej dostać się do Bielska-Białej. Zastanawiają sie wspólnie, skąd najłatwiej będzie im tam dojechać. Rozważają kurs na Kraków lub Katowice. Za tłumacza pracuje Artem, uczeń z Chełma. Od dwóch lat uczy się tam ze swoimi kolegami z Ukrainy. W Młynach pomaga swoim rodakom porozumieć się z koordynatorami.

Rodzina, która szukała rozwiązań na trasie do Bielska-Białej ma wyjątkowe szczęście. Wolontariusze znajdują osobę oferującą transport bezpośrednio na miejsce. Problem sam się rozwiązał.

W Hali Kijowskiej ruch jest ogromy, rotacja osób jeszcze większa, zarówno tych które szukają tu wsparcia, jak i tych które to wsparcie okazują. Dziś spotykamy wolontariuszy z Pacanowa, Krakowa, od dwóch dni są także z Poznania.

- Trafiłam na ogłoszenie, że każda para rąk jest tu potrzebna. Patrzę mam parę, więc wzięłam się zebrałam i tu przyjechałam - mówi Magda, która przygotowuje na miejscu ciepłe posiłki.

Pan Krzysztof pomaga samotnym matkom z dziećmi. Nosi im bagaże, wspiera w opiece. - Tu są potrzebni mężczyźni do pomocy - mówi i przyznaje, że los dzieci bardzo go porusza. Z Magdą działają tu na ile mogą. Takich osób też tu są setki. To oni budują tę atmosferę, dają nadzieję i ciepło gościom ze wschodu. To dzięki ich działaniom na Hali Kijowskiej jest jedna wielka wspólnota życzliwych sobie ludzi. W obliczu zła, które panoszy się po drugiej stronie granicy, tu emanuje samo dobro. Widać je na każdym kroku.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Hala Kijowska w Młynach wciąż pęka w szwach. Tu uchodźcy z Ukrainy otrzymują pierwszą pomoc [ZDJĘCIA] - Nowiny

Wróć na przemysl.naszemiasto.pl Nasze Miasto